jest czarno z tyłu i po bokach
tylko frontalnie świeci na mnie zimnym światłem, nienależący do mnie elektroniczny prostokąt.
prócz cienia nie ma ze mną nikogo.
nie miałam zamiaru naciskać tych klawiszy, na pewno nie w tak nierytmicznym tempie, nie planowałam w żadnym. muszę spuścić powietrze z guli przy krtani. spuchła tak jak stopy podczas przewlekłej niedoczynności tarczycy.
to brzydki widok.
częściowo i wybiórczo pozacierałam własne ślady. żałuję, że je w ogóle w przeszłości zostawiłam. niczego już nie cofnę, powoli godzę się z tym, że życie nie ma przycisków Usuń, Powtórz, Przewiń albo chociaż Zatrzymaj.
urosłam.
i posiadam w zanadrzu uśmiech dla każdego, którym potrafię zdziałać wiele. używam go często z naiwnej sympatii lub żeby wyleczyć smutne oczy, które rozpoznaję zawsze, bo są takie jak moje.
chyba jestem próżna.
dzierżę ten niestety uparcie bijący mięsień w środku żeber, ale tylko fizycznie, mentalnie został poddany kremacji, ktoś go spalił, popiół położył na dłoni i dmuchnął. fruu.
teraz trzeba zebrać pył z podłogi i go lepić w nowe coś. w mieszkaniu jest parkiet.
żmudna robota.
ty się nie mylisz, jestem jeżem który się broni i kłuję, kiedy ktoś podchodzi zbyt blisko. moje pięćdziesiąt centymetrów jest nieprzekraczalne, bezdyskusyjnie.
uważaj.